Zamówienie [003] Leonetta ''Zaopiekuj się moim sercem''


Zamawiająca: Mrs. Darkness
Para: Leonetta
Miejsce akcji: Nowy Jork
Gatunek: Romans
Uwagi: Narracja pierwszoosobowa
Autor: Shrew


Nowy Jork jest pięknym miastem. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak w tym miejscu jest cudownie. Właśnie tutaj mam zamiar się rozwijać zawodowo jako aktorka. Miałam wielkie plany co do tego miasta, ale natomiast mój ojciec miał inne wnioski co do mnie. Dał mi miesiąc na spełnienie moich marzeń, bo inaczej będę musiała siedzieć za biurkiem w jego firmie, a tego nie chciałam. Zawsze moimi marzeniami było grać przed kamerami czy w teatrze. Od dzieciństwa wyobrażałam siebie w takim mieście czy też na planie filmowym.
– Już jesteśmy na miejscu – oznajmił taksówkarz, kiedy zatrzymał się pod najlepszym hotelem na świecie. Zapłaciłam za podróż i wysiadłam z żółtego samochodu, a następnie spojrzałam na budynek przede mną, a po chwili już kierowałam się do środka ciągnąć swój bagaż.
– Dzień dobry ja... – powiedziałam w recepcji, ale osoba za marmurowym blatem mi przerwała.
– Pani musi być kandydatką na opiekunkę dla pana Verdasa – oznajmił, jak przeczytałam z plakietki John. – Panie Verdas następna kandydatka dla panicza Williama – powiedział do telefonu stacjonarnego.
– Tak, oczywiście – mówił dalej John. – Pan Verdas już czeka na panią. Proszę za mną – dodał, prowadząc mnie do windy. Próbowałam powiedzieć, że to pomyłka, ale mnie nie słuchał.
Wjechałam windą na ostatnie piętro, a tam stała jakaś blondynka.
– Proszę za mną – powiedziała dziewczyna, która wyglądała, jak przystało na posadę asystentki. Włosy miała związane w koka i delikatny makijaż na twarzy.
Zaprowadziła mnie do gabinetu pana Verdasa, zapukała do drzwi i kiedy rozniósł się władczy głos ''proszę'' otworzyła drzwi i powiedziała:
– Panie Verdas czeka kandydatka na opiekunkę dla pańskiego syna – oznajmiła.
– Ale ja...
– Proszę się nie denerwować – oznajmiła kobieta i lekką siłą wepchała mnie do środka. Byłam aż taką łamagą, że wylądowałam na kolana.
– Nic pani nie jest? – Usłyszałam męski głos, ale wiedziałam, że to pytanie było zadane z grzeczności niż przejęcia. Słyszałam w jego głosie nutę rozbawienia.
– Nie, wszystko jest porządku – oznajmiłam, z gracją podnosząc się na nogach. Spojrzałam przed siebie z wyższością w oczach. Do moich oczu dotarł obraz dobrze zbudowanego mężczyzny, który był szatynem i miał zielone oczy. Jego twarz była piękna, bez żadnych skażeń. Był ubrany w markowy garnitur.
– Proszę usiąść – wskazał na fotel przed sobą, więc zajęłam miejsce koło niego. Powinnam od razu wyjść z tego pokoju i wnieść skargę za portiera co zrobił tę pomyłkę, ale nie potrafię tak teraz. Może potrzebuję jakiegoś zajęcia? A opiekowanie się małym chłopcem nie jest aż takie trudne, a tak będę się nudzić sama w pokoju, więc miałabym zajęcie.
– Opiekowała się pani dziećmi?
– Nie – odpowiedziałam od razu.
– To dlaczego pani szuka posady na opiekunkę? – zapytał się pan Verdas. Też się zastanawiam, bo może obsługa tego hotelu pomyliła córkę miliardera z kandydatką na opiekunkę?
– Przyjechałam do Nowego Jorku nie dawno i każda praca mi się przyda – oznajmiłam.
– Zatrudnię panią na próbę i zobaczymy, co z tego będzie – rzekł szatyn.


***

Okazało się, że mam już przydzielony pokój w jego apartamencie, więc pozostało mi się rozpakować. Kiedy to już zrobiłam, usłyszałam pukanie do drzwi.
– Proszę – odparłam, a po chwili wszedł do środka jakiś mężczyzna, którego nie znałam.
Sądząc po ubraniu, musiał być pracownikiem dla mojego szefa.
– Pan Verdas prosi, żeby panienka zeszła do salonu – powiedział kamerdyner.
– Dobrze – wypowiedziałam, a następnie zeszłam do wcześniej wspominanego miejsca.
Tam zobaczyłam mojego szefa i siedmioletniego chłopczyka, który był podobny do swojego ojca. To pewnie musi być William.
– Panno Violetto, to jest mój syn, William-pani podopieczny.
Jedynie uśmiechnęłam się do chłopca, a on nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem.
Po chwili wszyscy w pomieszczeniu wyszli, więc zostałam sama z Willem.
– Hej, jestem Violetta – przedstawiłam się.
– Możesz sobie darować. I tak po dwóch dniach mój tata cię zwolni – rzekł młody Verdas, a następnie się oddalił.
Będzie trudno, pomyślałam.

***

Od mojego zatrudnienie minął dopiero dzień. Jak każdego ranka obudziłam się wcześnie. Wykonałam poranne czynności. Ubrałam na siebie wygodne dżinsy i bluzkę, a następnie udałam się do pokoju Williama. Szczerze nie przepadam za tym dzieckiem i on za mną również.
Mały rozrabiaka spał w swoim wygodnym łóżku, aż szkoda było go budzić. Żartowałam, aż chętnie się do tego rwałam. Zerwałam z niego kołdrę oraz odsłoniłam żaluzje, a zaraz po tym do pokoju wpadło słońce.
– William wstajemy – oznajmiłam.
– Nie – powiedział i zakrył głowę w poduszkę. – Odejdź zmoro!
– Sam tego chciałeś – stwierdziłam, a następnie weszłam do łazienki. Do małego kubeczka nabrałam trochę wody, którą po chwili wylałam na chłopca, który natychmiast wyskoczył z łóżka.
– Czy ty jesteś normalna? – zapytał się.
– Szykuj się do szkoły albo zrobię ci pośmiewisko pod szkołą, przyprowadzając cię w piżamie w misie – powiedziałam z udawanym uśmiechem.
– Nie cierpię cię – rzekł. – Daj mi jakieś ciuchy.
– Mówi się ubrania – poprawiłam go, a po chwili podeszłam do jego szafy. – Jezu, ty masz tutaj prawie same koszule – stwierdziłam, przeglądając zawartość mebla.
Trzeba będzie zabrać go na zakupy, gdzie się kupi porządne ubrania dla siedmiolatka, a nie ubrania dla nudziarzy takich jak jego ojciec.
– Po szkole idziemy na zakupy – zarządziłam i podałam Williamowi ubrania.

***

Razem z dzieckiem zeszłam na parter hotelu. Minęliśmy recepcję i wyszliśmy na zewnątrz. Tam już na nas czekał kierowca, który jest na moje zawołanie.
– Dzień dobry Williamie – powiedział Tommy. – Dzień dobry panienko Castillo.
– Dzień dobry – oznajmiłam, a następnie wszyscy usiedliśmy w samochodzie. Po chwili już parkowaliśmy przed szkołą prywatną, gdzie zauważyłam, że uczniowie chodzą w mundurkach.
– Dlaczego nie powiedziałeś, że musisz chodzić w mundurku? – spytałam się Willa.
– Nie pytałaś – powiedział, zabrał swój plecak i uciekł do szkoły.
– To jest demon – stwierdziłam.
– William ma problemy, żeby zaufać. Swoim zachowaniem próbuje odciągać wszystkie opiekunki, bo uważa, że żadna nie zastąpi mu mamy. On musi się do pani przyzwyczaić – odezwał się kierowca, a ja spojrzałam na niego zdziwiona, bo nie spodziewałam się, że on coś mówi. Wydaje się na takiego, który tylko przytakuje głową.
– Przecież nie zastąpię mu mamy – powiedziałam.
– William swoim zachowaniem też próbuje zwrócić uwagę ojca. Pan Verdas ciężko pracuje, więc nie ma za dużo czasu dla syna.
Dobrze znałam to uczucie, gdy ojciec więcej czasu spędza w pracy, ale mimo wszystko kochałam mojego tatę, a wiedziałam, że on mnie też.
– Przecież dziecko powinno spędzać czas z ojcem.
– Pan Verdas pogubił się po śmierci żony.


***

Nadszedł czas, kiedy miałam zabrać Williama na zakupy, bo przecież jego szafa aż o to prosiła. On jest dzieckiem, a nie nudnym biznesmenem. Powinien się ubierać jak jego rówieśnicy.
Od godziny chodzę z chłopcem po sklepach i wybieram odzież dla niego. Nawet mi się to spodobało.
– Czy tak wyglądają zakupy z mamą? – zapytał nagle szatyn.
– Nie mam pojęcia – oznajmiłam.
– Nigdy nie chodziłaś na zakupy ze swoją mamą?
– Nie miałam takiej możliwości. Ona jest teraz tam, gdzie twoja mama – wyjaśniłam.
Nie pamiętam mojej rodzicielki, bo umarła, gdy miałam roczek. Zginęła w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę.
– Idziemy na lody? – zaproponowałam, a on delikatnie się uśmiechnął.
Widzę, że robimy podstępy. Jeszcze trochę, a dojdę do porozumienia z chłopcem.

***

Następny dzień minął tak samo, jak poprzedni, oprócz wypadu na zakupach, bo na nich nie byłam z Williamem. Kiedy chłopak był w szkole, to ja udałam się na casting, ale niestety nie dostałam żadnej roli. Nie poddam się. Będę próbować aż do skutku.
Mojego szefa nie widziałam od czasu, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Zawsze pracuje do późno, co mnie zaczyna denerwować. William potrzebuje ojca!
Dzisiaj postanowiłam, że poczekam na pana Verdasa i powiem, co sądzę o tym. Przecież tak nie może być! Myśli, że pieniądze wszystko załatwią.
Po chwili w salonie zostało zapalone światło, a do środka wszedł mężczyzna.
– Pani jeszcze nie śpi? – zapytał się zdziwiony.
– Czekałam na pana, żeby z panem porozmawiać – oznajmiłam.
– Nie mam teraz czasu – powiedział Leon. – Niech pani rano się zjawi w moim gabinecie.
– Nie, to ważne – sprzeciwiłam się mu, zakładając ręce pod piersiami.
– Nie mam teraz czasu – powiedział. – Chciałbym się położyć.
– Czasu to pan nawet nie ma dla własnego syna.
– Pracuję, żeby Williamowi nic nie zabrakło – stwierdził.
– Will potrzebuje ojca – wyjaśniłam. – Pieniądze nie zastąpią mu ojca – dodałam, a następnie wróciłam do mojego pokoju.

***

Od mojego zatrudnienia minął dopiero tydzień. William nadal zachowywał się jak mały bandyta, ale to normalne u chłopców. Powoli przekonywał się do mnie, co mnie bardzo uszczęśliwiało.
Pana Verdasa już zdążyłam poznać i stwierdzam, że jest strasznym gburem. Nic go nie obchodzi od własnego nosa. Ciągle jest zajęty swoją pracą, a Will swoim zachowaniem próbuje zwrócić uwagę ojca.
Weszłam do salonu, gdzie młody Verdas siedział na podłodze przed telewizorem i grał na konsoli.
– Will nie za długo już grasz?
– Nie – odpowiedział, nawet nie patrząc się na mnie, więc postanowiłam zasłonić mu ekran. – Przesuń się. Nic nie widzę.
– Masz odrobione lekcję?
– Tak – odpowiedział, więc postanowiłam mu odpuścić.
Usiadłam na kanapie obok niego i patrzyłam się jak gra. Jak dla mnie to była czarna magia. Dzieciak był w tym dobry.
– O co chodzi w tej grze?
– Trzeba zabijać potwory – odpowiedział. – To bardzo proste. Chcesz spróbować? – dopowiedział i podał mi drugiego dżojstika.
Przysiadłam się do niego, a po chwili zaczęłam grać. Szczerze to mi za bardzo nie szło. Bardzo szybko przegrałam, więc teraz mi przystało tylko czekać, aż William skończy.
Chłopak cały czas był zadowolony, że wygrywa ze mną. Jego to bawiło. Cały czas wychwalał się, jaki jest najlepszy. Widziałam teraz podobieństwo do jego ojca.
Kątem oka zauważyłam, że nam przypatruje się pan Verdas. Albo mi się wydawało, albo przez sekundę widziałam uśmiech na jego twarzy.
– Will, twój tata wrócił z pracy – oznajmiłam szeptem, a chłopczyk spojrzał w danym kierunku i po chwili rzucił się w ramiona ojca. Miły widok dla oczu.
Postanowiłam, że nie będę im przeszkadzać, więc dlatego wróciłam do swojego pokoju.
***

– Hej tato – powiedziałam, kiedy odebrałam swój telefon.
Leżałam na łóżku i oglądałam coś w telewizji, ale musiałam to przerwać, bo zadzwoniła moja komórka.
– Witaj córeczko – przywitał się mój rodzic. – Jak w Nowym Jorku? – zapytał się, a ja zaczęłam mu opowiadać, jak to miasto jest piękne. Oczywiście omijałam wątek z opiekunką, bo wiedziałam, że mój ojciec nie będzie tego tolerować. Znając życie, od razu przyjechałby tu po mnie, mimo tego, że jestem dorosła.
– Dostałaś jakąś rolę? – spytał się z niechęcią. On nie tolerował mojej decyzji, bo uważał, że powinnam zająć się jego firmą.
– Jeszcze nie – odpowiedziałam. – Jeszcze się nie poddaję – zaśmiałam się.
– Pamiętaj, że masz miesiąc, a później zaczniesz pracować w mojej firmie – stwierdził. – Kochanie, muszę już wracać do pracy. Kocham cię – dodał.
– Ja ciebie też – powiedziałam.

***

Ganiałam Williama po całym apartamencie. Chłopak się uparł, że nie pójdzie jeszcze spać do łóżka. Jestem ciekawa, po kim odziedziczył charakter. Will jest czasem jak z piekła rodem. Mam nadzieję, że moje dziecko w przyszłości będzie w spokojniejsze.
– Will do jasnej ciasnej, wracaj do swojego pokoju – krzyknęłam, kiedy szybko schodziłam po schodach, a w moich szpilkach latanie za siedmioletnim chłopcem nie było łatwe.
Po chwili szpilka mi się złamała w butach, a ja poleciałam przed siebie. Kiedy myślałam, że spotka mnie bolesny upadek, to odkryłam, że ktoś mnie złapał. Spojrzałam na wybawcę i okazało się, że był to ojciec chuligana. – Dziękuję – podziękowałam i delikatnie się uśmiechnęłam.
– William czas już się kłaść do łóżka – stwierdził Leon do swojego syna, więc mały niechętnie udał się do swojej sypialni. Ja się męczyłam z małą kopią Verdasa od godziny, a tu przychodzi taki Leon i zajmuje mu to parę sekund. Co ja robię źle?

***

Czas mija bardzo szybko, bo już minęła połowa miesiąca, a ja nie dostałam żadnej propozycji. Martwię się, że naprawdę będę musiała zasiąść za biurkiem w firmie mojego ojca, a tego nie chcę. Marzę o aktorstwie, a nie o papierach do wypełniania. To nie moja bajka.
Zakochałam się w Leonie, nawet nie wiem, kiedy to się stało. Mimo gburowatego zachowania pana Verdasa to ja się zakochałam w moim szefie. Nie wierzę, ale ja go kocham, a nie powinnam.
– Dzień dobry, panie Verdas – oznajmiłam, schodząc na śniadanie i usiadłam obok Williama. Wszystkie posiłki jadamy razem każdego dnia. – Dzień dobry Will – powiedziałam, a chłopiec przybił ze mną piątkę. – Są jakieś plany na dzisiaj?
– Dzisiaj mam odbędzie się bal charytatywny, więc prosiłbym panią, żeby była pani gotowa na osiemnastą.
– Oczywiście – powiedziałam.
– Znów będzie nudno – stwierdził Wiliam.
– Wiliam to moja praca – oznajmił pan Verdas. – Nawet nie chcę słyszeć jakichś przekrętów, że ty nie idziesz. Idziemy wszyscy, całą trójką. Ja, ty i niania.
Niania. Dla niego zawsze będę tylko opiekunką dla jego dziecka, ale chciałabym, żeby zauważył we mnie więcej niż nianię. Chcę, żeby spojrzał na mnie jak na ukochaną, jak na miłość swojego życia.


***

Siedziałam sobie na łóżku z wałkami na głowie. Dzisiejszego wieczora chciałam je mieć zakręcone, więc od jakiejś godziny szykowałam się na bal charytatywny. Często byłam na takich przyjęciach, bo w końcu byłam córkę milionera. Zawsze musiałam na nich być, nawet, wtedy kiedy nie miałam na to ochoty. Kiedy zrobiłam sobie makijaż, postanowiłam poszukać pięknej kreacji na dzisiaj. Po chwili już miałam w ręce cudowną czarną suknię z wycięciem na bok. Włożyłam ją, a włosy rozpuściłam. Miałam przecudowne loki. Jeszcze do mojego zestawu dobrałam w tym samym kolorze co mój ubiór szpilki. Wyglądam idealnie, pomyślałam.
Zeszłam na dół po schodach, gdzie czekali dwoje mężczyzn, których ostatnim czasie pokochałam. Wiliama kocham jak swoje własne dziecko.
Zauważyłam, że panu Verdasowi rozszerzyły się oczy na mój widok.
– Tato, zamknij buzię, bo mucha ci wleci – zaśmiał się Will.
– Wygląda pani...
– Wykrztuś to z siebie – powiedział młody Verdas, klepiąc rodzica po plecach.
– Zjawiskowo – wyznał Leon, a ja się delikatnie zaśmiałam. Czasem miałam wrażenie, jakbym należała do tej rodziny, a bardzo chciałam tego. Chciałam należeć do rodziny, którą zdążyłam pokochać.

– Możemy już iść? – zapytał się William, który już zaczął się niecierpliwić, poprawiając cały czas muchę, którą miał na szyi. Widać było, że chłopczyk nie lubił być za bardzo wystrojony. On nie przepadał za tym, a na dodatek miał ulizane włosy, jakby jakiś pies przejechał po nich swoim jęzorem.

***

Stałam po boku i piłam szampana, zerkając co chwilę na Wiliama, w końcu to była moja praca. Pan Verdas rozmawiał z wieloma ludźmi, bo w show-biznesie lepiej jest mieć kontakty. Znam to z doświadczenia ojca. On zawsze dużo przebywał z ludźmi, z którymi może zrobić niezły interes.
– Violetta? – Odwróciłam wzrok od Willa, by następnie spojrzeć na mężczyznę przed sobą. Od razu się uśmiechnęłam, widząc bruneta. – Myślałem, że jesteś w Buenos Aires.
– Jak widać, teraz jestem w Nowym Jorku – odpowiedziałam. – Diego, co tutaj robisz?
– Interesy – odparł. – Interesy – powtórzył, a ja się zaśmiałam. Zawsze on mnie rozmieszał, nawet w najmniejszych sprawach, w końcu był moim przyjacielem od piaskownicy. – A ty co robisz w Nowym Jorku?
– Aktualnie pracuję, ale przyleciałam do Nowego Jorku, aby spełniać marzenia.
Uśmiechnęłam się.
– Aktorstwo? – Kiwnęłam głową na pytanie Hernandeza. – Wierzę, że osiągniesz swój cel.
– Mam nadzieję – powiedziałam. – Ojciec dał mi tylko miesiąc, żeby spełnić marzenia, a jak czas minie, to przejmę jego firmę.
– Twój ojciec jest skurwysynem – stwierdził Diego. – Nigdy go nie lubiłem.
– On jest dobry, tylko po śmierci mamy się zmienił. To ciężka sprawa dla niego nawet po tylu latach.
– Masz rację – rzekł. – Nie wiem, co zrobiłbym, gdyby Francesca nagle umarła.
– A właśnie! Co u Fran?
– Dobrze. Właśnie staramy się o dziecko – odpowiedział z uśmiechem.
– To życzę wam powodzenia – odparłam. – Ostatnio spędzam czas z dziećmi, a właściwie z jednym.
– Tak?
– To siedmioletni chłopczyk, nazywa się William – powiedziałam oraz pokazałam przyjacielowi, gdzie jest młody Verdas. – Ten mały chuligan skradł moje serce, tak samo, jak jego ojciec.
– Mam nadzieję, że oni dadzą ci szczęście, na jakie zasługujesz – powiedział Diego. – Zasługujesz na to.
– Ty też bądź szczęśliwy.
– Jestem szczęśliwy – rzekł brunet. – Szczęście dają osoby, które się kocha.
– Fran to szczęściara, że ma takiego wspaniałego mężczyznę – stwierdziłam. – Dbaj o nią i przekaż jej moje pozdrowienia.
– Przekażę – odparł.
Pożegnaliśmy się, a następnie Diego musiał się oddalić, a ja znów spojrzałam na Williama, który przebywał w towarzystwie innych dzieci. Na szczęście nie jest jedynym dzieckiem na sali.
– Kto to był? – Usłyszałam za plecami, a ja zaskoczona wzdrygnęłam się, a następnie się odwróciłam.
– Nie muszę panu tego mówić o moim życiu osobistym. Za to mi pan nie płaci, panie Verdas – powiedziałam.
– Płacę ci za pilnowanie mojego syna, a nie flirtowanie z mężczyznami.
– Z nikim nie flirtowałam – odpowiedziałam oburzona. – To był mój przyjaciel z dzieciństwa! Jest pan zadowolony?!
– Bardzo – stwierdził, psując mi dobry humor. Czasem miałam ochotę go zabić, mimo że go kochałam. Denerwował mnie i to bardzo, jednak w pewnym czasie musiałam się zakochać! – Nie przyszedłem tutaj, żeby z panią kłócić. Chciałbym prosić panią o taniec.
– Taniec? – spytałam się zaskoczona.
– Tak, to jest takie coś, gdzie dwójka ludzi porusza się do muzyki.
– Wiem co to taniec.
– To doskonale – rzekł z cwanym uśmiechem. – Czy mogę prosić? – dopytał się, podając mi swoją dłoń, którą chętnie złapałam. Akurat w tym momencie zaczęli puszczać piosenkę Ed'a Shreen'a ''Give me love''. Z jednej strony czułam się cudownie w ramionach mężczyzny, którego kochałam, ale też było zakłopotanie, bo zbliżyłam się zdecydowanie za blisko Leona. Nie wiedziałam dokładnie, jak powinnam nazwać, to co czułam w tej chwili. Jednak jestem pewna, że mi się podobało. Przy nim czułam się bezpieczna i szczęśliwa. Pragnęłam dokładnie tego samego, co było w piosence. Chciałam, żeby szatyn obdarował mnie miłością. Chciałem tego tak mocno, jak marzyłam o moich marzeniach.
Obdaruj mnie miłością, pocałuj, pokaż, że ci zależy. Zrób cokolwiek, żebym wiedziała, że to uczucie nie jest bezsensowne albo pozwól mi odejść – pomyślałam.
Chciałam, żeby Verdas coś w końcu zrobił, ale się przeliczyłam. Cóż, najwyżej nie jest mi żyć szczęśliwie z Leonem. On nigdy mnie nie pokocha, a mi kończy się czas. Jeśli nie zdobędę żadnej roli, to wracam do rodzinnego miasta, gdzie będę siedzieć za biurkiem.
– Dziękuję za taniec – odparł.
– Może moje kwalifikacje taneczne pozwolą na podwyżkę – zaśmiałam się sztucznie, bo w głębi moje serce cierpiało. Chciałam być szczęśliwa. Tylko tego pragnę.
– Zastanowię się nad tym – odpowiedział. – Pójdę do Williama.
Tylko kiwnęłam głową, a następnie patrzyłam się na plecy Verdasa.

***

Za oknami okropnie padało, tak samo, jak w moim sercu. Czułam się źle, a teraz tylko myślałam o moim powrocie do Buenos Aires. To jest pewne, będę prowadziła firmę. Nie spełniłam marzeń, a jutro mam ostatni dzień. Już nie ma szans, żebym była szczęśliwa. Muszę zostawić dwóch mężczyzn, których kocham. Jestem pewna, że Leon mnie nie kocha. Co ja sobie myślałam? On nigdy mnie nie będzie kochał. Stracił żonę, którą kochał z całym sercem. Mimo że minęło wiele lat od jej śmierci, on nie przestał jej kochać. To nic dziwnego, w końcu była jego pierwszą miłością.
Po cichu zeszłam po schodach, walizkę postawiłam przy białej kanapie, a następnie udałam się do gabinetu pana Verdasa. Zapukałam delikatnie, a po chwili weszłam do środka. Szatyn pracował przed laptopem, mając na nosie swoje okulary. Wyglądał pociągająco, co mnie lekko zdekoncentrowało. Jak ja będę tęsknić za tym domem.
– Panie Verdas, to moje wypowiedzenie – wypowiedziałam, kładąc kawałek papieru na jego biurku, a on spojrzał na mnie zaskoczony. Wziął do ręki kartkę i z niedowarzaniem zaczął czytać wszystko. Chyba się nie spodziewał, że będę chciała zrezygnować z tej pracy, ale teraz potrzebowałam tego. Musiałam pozwolić moim uczuciom się ulotnić, a do tego nie mogłam przebywać w towarzystwie Leona.
– Dlaczego chcesz odejść?
– Potrzebuję zmiany, a ten dom mnie zatrzymuje – stwierdziłam. – Do widzenia, panie Verdas – dodałam, a następnie wyszłam z pomieszczenia. Wzięłam swój bagaż i skierowałam się do drzwi wyjściowych. Chciałam już opuścić ten apartament.
– Niech pani nie odchodzi. William panią pokochał, niech pani zostanie. – Na chwilę się zatrzymałam, ale jedynie pokręciłam głową. Musiałam odejść, a William za niedługo o mnie zapomni. Wsiadłam do windy, a następnie ostatni raz spojrzałam na szatyna.
– Żegnaj – szepnęłam, kiedy drzwi się zamknęły, a po moich oczach zaczęły spływać łzy. Dlaczego odejście od tego domu, musi tak bardzo boleć? Bo wcale nie chciałam tego robić, chciałam tam zostać na zawsze, ale nie mogłam. Zjechałam na dół, a następnie wyszłam z metalowego pudła, by skierować się do wyjścia. Musiałam opuścić ten hotel za wszelką ceną.
Nagle usłyszałam jakieś zamieszanie za sobą, a potem do moich uszów doszedł jego głos. Zaskoczona się zatrzymałam. Nie spodziewałam się, że zbiegnie po schodach z mojego powodu. Przecież byłam tylko jego pracownicą, nic więcej.
– Violetto! – krzyknął Leon. Odwróciłam się i spojrzałam w jego kierunku i pierwszy raz widziałam w jego oczach tyle uczuć. On pierwszy raz powiedział do mnie po imieniu, a zawsze mówił do mnie służbowo, tak jak szef powinien do pracownika. Szatyn biegł w moją stronę, a następnie zatrzymał się przede mną. Nie wiedziałam nawet co powiedzieć. – Po śmierci żony się załamałem, moje serce cierpiało, ale przy tobie zaczęło się goić. Przy tobie znów stałem się szczęśliwy, dlatego nie chcę znów być sam. Potrzebuję cię bardziej, niż możesz sobie myśleć. Chcę, żebyś została ze mną i Williamem na zawsze. Przy tobie znów zacząłem kochać – wyznał. – Zaopiekuj się moim sercem, bo tylko tego teraz potrzebuję. – Pierwszy raz widziałam go takiego zagubionego, jakby był malutkim chłopczykiem, który boi się potworów w szafie. Leon się bał, że odejdę. – Kocham cię, Violetta.
W tej chwili byłam tak szczęśliwa, że jedynie co mogłam zrobić, to go pocałować. Zarzuciłam ręce w jego włosy, delektując się słodkością jego ust. Od bardzo dawna chciałam to zrobić, a teraz mam okazję. Wreszcie jestem szczęśliwa, a to tylko przez mężczyznę, którego kocham. Zaśmiałam się, zarzucając Leonowi ręce na ramiona, a głowę schowałam w jego szyję. Jestem szczęśliwa.
– Mężczyzna, którego kocham, wreszcie wyznał mi swoje uczucia. To chyba kolejny sen.
– To dzieje się naprawdę – odpowiedział. – Kocham cię.
– Kocham cię, Leon – szepnęłam, a następnie znowu go pocałowałam.

***

Byłam tak bardzo szczęśliwa, że nawet pozwoliłam sobie dłużej poleżeć w łóżku, które nie należało do mnie. Wczoraj trochę nas poniosło, że wylądowaliśmy w sypialni Leona.
Kochaliśmy się przez całą noc. Jego pocałunki, dotyk na mojej skórze, to powodowało, że pragnęłam więcej. Jednak, kiedy się obudziłam, nie zastałam przy swoim boku szatyna. Pewnie musiał iść do firmy. Wstałam z łóżka, a następnie założyłam wczorajsze ubrania. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do swojego pokoju, gdzie przebrałam się w świeże ciuchy. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi, a tam ujrzałam kuriera z bukietem czerwonych róż, który odebrałam. Zaczęłam wąchać kwiaty. Udałam się po wazon, po drodze czytając doczepioną karteczkę ''Dziękuję za wczorajszą noc. Kocham Cię, Twój Leon''.
– Czy tak będzie zawsze? – zapytałam się samej siebie.
W tej chwili zaczął dzwonić telefon stacjonarny, ale się tym nie przejmowałam. Kamerdyner jest od tego, żeby odebrać.
– Do pani telefon. – Usłyszałam. – Pan Verdas dzwoni.
Z uśmiechem na twarzy, sięgnęłam po telefon domowy.
– Tak? – spytałam się, przygryzając wargę.
– Witaj kochanie – przywitał się. Kochanie... Jak to pięknie brzmi z jego ust. – Dostałaś już kwiaty?
– Dostałam. Są bardzo piękne.
– Ty jesteś piękniejsza – wyznał.
– Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem.
– Jeszcze dużo o mnie nie wiesz, dlatego będę mógł cię zaskakiwać częściej – wyznał. – Jednak nie dzwonię, żeby zapytać o róże. Czy mogłabyś mi przynieść niebieską teczkę do mnie do biura? Znajdziesz ją w gabinecie.
– Przyniosę – oznajmiłam.

***

Szofer zawiózł mnie pod firmę Verdasa. Weszłam do środka, a następnie udałam się do recepcji. Zapytałam się, gdzie mogę znaleźć Leona, a po chwili byłam już windzie. Skierowałam się do jego gabinetu i zapukałam do drzwi.
– Hej misiu – powiedziałam, wchodząc do środka. Od razu na jego ustach złożyłam delikatny pocałunek. Byliśmy w sobie tak bardzo zakochani, że pewnie inni rzygali tęczą na taki widok, mnie jednak to nie obchodzi. Jestem szczęśliwa. – Przyniosłam teczkę.
– Dziękuję, kochanie – odparłam i pocałował mnie w usta. Po chwili usłyszeliśmy pukanie, ale Verdas był za bardzo zajęty moimi ustami.
– Panie Verdas, pan Castillo do pana. – Słysząc to nazwisko, szybko się oderwałam od szatyna i zaczęłam panikować. Mój ojciec w firmie Leona?
Spojrzałam w stronę drzwi, a tam ujrzałam mojego ojca i sekretarkę Verdasa.
– Violetta?
– Tato, co tutaj robisz? – spytałam się.
– To samo chciałbym wiedzieć – odparł. – Wiedziałem, że to był błąd wypuszczać cię do Nowego Jorku! Aktorstwa jej się zachciało! Zawiodłaś moje zaufanie. Kto to widział, żeby moja córka romansowała z mężczyzną, który ma dziecko! Skandal! Jeszcze dzisiaj wracasz do Buenos Aires!
– Nie! – Przerwałam mu. – Nigdzie nie wracam. Nie będę zarządzać twoją firmą. To nie są moje marzenia, tylko twoje. W Nowym Jorku znalazłam swoje miejsce. Kocham Leona i jego syna, są dla mnie całym światem. Przy nich jestem szczęśliwa. Proszę, pozwól mi być szczęśliwą.
Cały czas patrzyłam na swojego ojca, mając nadzieję, że zmieni zdanie.
– Dobrze, zostań tutaj – odparł, a ja się uśmiechnęłam i rzuciłam się ramiona rodzica. – Bądź szczęśliwa.
– Już jestem szczęśliwa – wyznałam. – Kocham cię tatusiu – szepnęłam.
– Ja ciebie też, córeczko.
Oderwałam się od ojca, a następnie podeszłam do szatyna i złapałam go za rękę.
– Masz o nią dbać – zagroził Leonowi, a on tylko kiwnął twierdząco głową. – Jednak nie po to przyjechałem do Nowego Jorku. Interesy czekają. Violetto, zostaw nas samych.
– Oczywiście – szepnęłam, całując rodzica w policzek, a po chwili wyszłam z biura.

***

– Dlaczego mi nie powiedziałaś o swoim ojcu? – zapytał się Leon, kiedy siedzieliśmy w salonie. To właśnie czas na szczerą i poważną rozmowę.
– Nawet sama nie wiem – szepnęłam, patrząc na swoje nogi. – Po prostu się bałam. Możliwe, że nie chciałam, żebyś mnie traktował jak córkę miliardera, a ty doskonale chyba wiesz, jacy potrafią być ludzie, żeby się sfinansować.
– Pomyślałaś, że będę chciał cię wykorzystać dla własnych celów?
– To nie tak – sprzeciwiłam się, patrząc na Leona. – Kiedy przyleciałam do Nowego Jorku, to miałam w planach spełnić marzenia, ale niestety się nie udało. Miałam w tym hotelu wynająć pokój, ale obsługa tego hotelu pomyliła mnie z kandydatką na nianię dla Williama. Na początku chciałam to wyjaśnić, ale później pomyślałam, że ta praca nie będzie taka trudna, więc zostałam nianią. Dzięki tej pracy poznałam cię oraz pokochałam. Leon, kocham cię. Nie chcę cię stracić – wyznałam płaczącym głosem. Chciało mi się płakać na myśl, że Leon mnie zostawi.
– Ej, myszko, nigdy cię nie zostawię – wyznał szatyn, klękając przede mną i łapiąc mnie za ręce. – Za bardzo cię kocham, żeby przez takie coś pozwolić ci odejść.
– Też cię kocham.
Tę chwilę przerwał mój telefon, więc sięgnęłam po niego i sprawdziłam, kto dzwoni, a kiedy zobaczyłam, że to mój ojciec, szybko odebrałam.
– Hej tatusiu – przywitałam się, chodząc po salonie. – Coś się stało?
– Witaj córeczko, chciałbym jeszcze przed powrotem do Buenos Aires, spotkać się z tobą oraz z Leonem i jego synem. Może być dzisiaj kolacja o osiemnastej? W końcu powinienem poznać mężczyzn, którzy zatrzymali moją jedyną córeczkę w Nowym Jorku.
– Zapytam się Leona – odezwałam się, patrząc na siedzącego szatyna. – Mój ojciec chce cię poznać i Williama. Pasuje ci dzisiaj o osiemnastej?
Leon jedynie kiwnął twierdząco głową, a ja wróciłam do rozmowy z ojcem. Czeka nas jeszcze konfrontacja z moim rodzicem.

***

Kilka minut przed osiemnastą byliśmy pod restauracją, Leon zaparkował samochód, a następnie wysiedliśmy z pojazdu. Will złapał mnie za rękę, a ja się uśmiechnęłam na ten gest. Weszliśmy do środka budynku i zajęliśmy miejsce przy stoliku. Długo nie musieliśmy czekać na mojego ojca.
– Dzień dobry – przywitał się rodzic, podając rękę Leonowi i Williamowi, a ze mną się uściskał.
– Cześć tato – powiedziałam. – Usiądź, proszę.
Reszta wieczora minęła w przyjemnej atmosferze. Mój ojciec znalazł własny język z Leonem i polubił nawet Williama. Z czego się cieszę.
– Kiedy zamierzasz wrócić do Buenos Aires? – zapytał się ojciec. – Czy zamierzasz to zrobić?
– Moje miejsce jest w Nowym Jorku, przy Leonie i Williamie – wyznałam. – Ale obiecuję, że jeszcze zawitam w Buenos Aires.
– Najlepiej na święta – odezwał się German. – Olga już się stęskniła za swoją kruszynką – zaśmiał się.
– Ja też się stęskniłam za Olgitą – przyznałam. – Na święta przyjadę, tylko niech Olga nie przesadza w gotowaniu – dodałam, ale wiedziałam, że to nie w stylu gospodyni. Olga pracowała w moim domu rodzinnym jako pomoc domowa. Zawsze mnie rozpieszczała, byłam jej kruszyną.
– Mówisz tak, jakbyś nie znała Olgi.

***

– Już nigdy mnie nie dotkniesz! – wydarłam się, trzymając mocno rękę Leona. Teraz przeżywałam katusze i to przez własnego męża. Od dwóch lat jestem panią Verdas. Tak, Leon mi się oświadczył. Tamtego dnia byłam bardzo szczęśliwa i nadal jestem, pomimo tego bólu, który rozsadza mnie teraz. To okropne uczucie. – Zabiję cię!
– Violetto, spokojnie.
– Jak mam być do kurwy nędzy spokojna? – zapytałam się. – Wyobraź sobie, że musisz przepchnąć dwa arbuzy przez dziurkę od kluczy. Czy nadal mam być spokojna? – zapytałam, a następnie krzyknęłam, czując niewyobrażalny ból. Poród to okropna rzecz, a do tego dochodzą bliźniaki, których muszę uwolnić na świat. Obiecuję, że Leon już nigdy mnie nie dotknie!
Na szczęście poród się skończył po wielu godzinach. Urodziłam dwie córeczki. Mimo że jestem zmęczona, to jestem również szczęśliwa.
– Kocham cię – szepnął Leon, całując moje spocone czoło. Właśnie zostałam przeniesiona do sali, w której spędzę kilka dni. Byłam tak zmęczona, że nie potrafiłam odpowiedzieć. Teraz potrzebowałam snu, ale najpierw chciałam zobaczyć moje dziewczynki.
Po chwili do sali weszła pielęgniarka z naszymi dziećmi. Ariana i Ally Verdas.
Jestem szczęśliwa, mam kochana męża oraz dzieci.
– Gdzie jest Will? – spytałam się Leona.
– Na korytarzu razem z innymi czekającymi.
– Powinien poznać swoje siostry.
– Pójdę po niego – odezwał się, a następnie wyszedł z sali, a ja patrzyłam się na moje aniołki, które spały w inkubatorze koło mnie. Po chwili do sali wrócił mój mąż ze swoim synem na rękach.
– Mistrzu, poznaj Arianę i Ally – odparł Leon, podchodząc do naszych córek.
– Są małe – zauważył Will, marszcząc brwi, a ja się zaśmiałam.
– Fakt, są małe – powiedziałam. – Tak samo, jak ty byłeś kiedyś.
– To muszą pić dużo mleka, żeby urosły – powiedział chłopczyk, a wszyscy się zaśmiali. Tak, pij mleko, a będziesz wielki. Jakbym miała szansę cofnąć czas, to nic bym nie zmieniała w swoim życiu, bo mam wszystko to, co kocham. Mam kochaną rodzinę.
Teraz mieszkamy w Buenos Aires, gdzie mam blisko moich bliskich i przyjaciół. Mój ojciec znalazł swoje szczęście przy mojej ciotce-Angie. Są razem szczęśliwi. Ja znalazłam swoje miejsce w teatrze, gdzie spełniam się marzeniom. Kocham, to co robię. Znalazłam swoje miejsce w świecie przy boku ukochanych mężczyzn.


***
Witajcie kochani <3
Długo pisałam tego one shota XD
Jak dobrze pamiętam, to zamówienie było w grudniu tamtego roku
Zapraszam do komentowania i składania zamówień.
Może ktoś chce dołączyć do ekipy, więc zapraszam :)
Pozdrawiam


Komentarze

  1. Wreszcie!
    Jest jeszcze lepszy niż się spodziewałam ����
    Będę go czytała jeszcze pewnie wiele razy ��
    Jest rodzinka Verdasow ❤❤
    Czekam na więcej takich perełek ����
    Buziaki ����
    Twuj monsz ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny
    Czytałam zamówienie i sobie pomyslalam: Juz się nie mogę doczekać 😂😂
    Super
    Trochę podobne do fabuły serialu "Jessie" Też niania,tutaj tylko jedno dziecko i nie zakochała się w ojcu dziecka tylko w mężczyźnie z recepcji 😄 Czekam na kolejne os'y

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się kierowałam z Jessie z tym aktorstwem XDD

      Usuń
  3. O matko OS to cud xd
    Faluba przypomina mi serial o niani w Polsce xd
    Poczatek identyczny xd
    Viola odnalazla milosc i syna xd
    Ostatni fragment epicki. Myslalam ze ja uderzyl hahaha a tu jednak poród
    Glupia ja. Xd
    Sciskam

    A. ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecudowny! Zakochałam się w nim. Czekam na więcej takich :)

    OdpowiedzUsuń
  5. BOSKI!
    Masz talent!
    NAJLEPSZE CO CZYTAŁAM :*
    Mogłabyś później zajrzeć do mnie? :)
    https://milosczwyciezyzawsze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz