One Shot: Leonetta ''Pierwsza pomoc'' [003]


Para: Leonetta
Serial: Violetta
Miejsce akcji: Buenos Aires
Gatunek: Romans z częściowym dramatem
Uwagi: Narracja pierwszoosobowa
Autorka; Lydia Martin

      Jestem Violetta, mam siedemnaście lat. Od dość dawna mieszkam w Buenos Aires, ale dotąd nie mam żadnych przyjaciół. W szkole nikt za mną nie przepada. Każdy ma swoją grupę, do której należy, a ja zawsze zostaję z boku. Swój wolny czas poświęcam na naukę, dobrze się uczę, nigdy nie miałam problemów z przedmiotami w szkole. Jednak według mojego wymagającego ojca muszę być lepsza od innych osób, we wszystkim. Czasami mam wrażenie, że to właśnie przez to nikt nie chce ze mną rozmawiać, czy przebywać w moim towarzystwie. Nigdy nie afiszowałam się z tym, że jestem bogata, nikt nawet o tym nie wie, ponieważ ubieram się dość skromnie. Chciałabym poznać kogoś kto byłby w stanie zaakceptować mnie taką jaką jestem.
      Wracając ze szkoły wciągnęła mnie muzyka. Na uszach miałam słuchawki, dzięki którym chociaż na chwilę mogę odpłynąć do innego świata. Podczas słuchania jak i tworzenia muzyki znikają wszystkie smutki, złości, problemy. Niestety później to wszystko powraca, czasem z podwojoną siłą. Wszystko zepsuł krzyk jakiegoś mężczyzny, który wzywał pomocy. Zdecydowanym ruchem ściągnęłam słuchawki, po czym rozejrzałam się dookoła. Kilka metrów ode mnie ujrzałam leżącego chłopaka, który mieszkał obok mojego domu, a nad nim pochylającą się osobę. Od razu tam podeszłam, nie mogłam być obojętna. Zobaczyłam, że nieznajoma osoba nie wie jak pomóc osobie poszkodowanej, która zapewne zemdlała. Kazałam jej zadzwonić po karetkę, a sama zajęłam się chłopakiem. Sprawdziłam czy oddycha, niestety jego klatka piersiowa się nie ruszała, a na policzku nie czułam oddechu. Pulsu również nie poczułam. Zdecydowałam się wykonać RKO, trzydzieści uciśnięć na klatkę piersiową, dwa wdechy, trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy. Liczyła się każda sekunda. Wokół nas zebrało się pełno osób, które szeptały między sobą coś w stylu ''Jak można dotknąć ust nieznajomej osoby.'' Jeżeli z jego ust nie leci krew, a tym bardziej, że go znam to nie ma to znaczenia. Trzeba mu pomóc. Dlatego wykonałam resuscytację krążeniowo-oddechową, tak jak uczyli mnie w gimnazjum. Na całe szczęście po dwóch powtórzeniach czynności jego serce ponownie zabiło, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie wybaczyłabym sobie tego, jakby umarł. Wypuściłam powietrze z ust. W tym samym momencie przyjechała karetka wraz z policją. Chłopaka zabrano do szpitala,kątem oka zauważyłam, że odzyskał przytomność, Mnie natomiast zaczął przesłuchiwać policjant.
- Witam, nazywam się Ricardo Ponte. Powiedz mi swoje dane osobowe oraz miejsce zamieszkania.
- Jestem Violetta Castillo, mam 17 lat, mieszkam na ulicy Rosino 12A.
- Czy wiesz co się wydarzyło i kim jest ten chłopak?- zapytał, kierując wzrok na odjeżdżający pojazd- Nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów.
- Nie wiem dokładnie co się stało. Wracałam ze szkoły, kiedy zauważyłam go leżącego, a nad nim pochylał się mężczyzna, który nie wiedział jak mu pomóc. Od razu przystąpiłam do działania, nie mogłam stać i patrzeć jak może umrzeć.
- A wiesz kto to jest? Może chodzisz z nim do szkoły?
- Nie, nie chodzę, ale mieszka obok mojego domu. Nazywa się Leon Verdas, często widzę przez okno, że ojciec go bije. Tylko, że to nie jest żadna patologiczna rodzina, mój tata robi z jego rodzicami interesy.- powiedziałam tyle co wiem, ale i tak chyba nie powinnam mówić, że ojciec go bije, takie mam wrażenie
- Dobrze, to na tyle. Proszę Cię abyś nie opuszczała miasta. W najbliższym czasie ktoś od nas z komisariatu przyjedzie powiadomić Twoich rodziców. W takim razie do widzenia.
- Do widzenia.- odpowiedziałam, po czym skierowałam się w stronę domu
      Na wejściu usłyszałam donośny krzyk ojca. Niepewnie skierowałam się do jego gabinetu, przygotowując się na ochrzan, że się spóźniłam godzinę. I oczywiście moja intuicja mnie nie zawiodła. Szlaban na miesiąc, nie mogę wychodzić z domu oprócz do szkoły oraz zabrał mi komputer na dwa tygodnie. Przyzwyczaiłam się do tego, więc z laptopem czy bez to i tak będę się uczyć. Nawet nie wiem, kiedy go ostatnio uruchamiałam. Zapewne było to bardzo dawno temu.
      Rzuciłam plecak na łóżko, idąc w stronę parapetu, na którym usiadłam. Mój wzrok powędrował od razu na okno Leona. Ujrzałam jego ojca, który wrzucał rzeczy chłopaka do czarnego worka. Czy on umarł? Nie, to nie może być prawda. Widziałam jak jego żona, próbuje go powstrzymać, lecz na darmo. Nie mogłam tak na to patrzeć. Upewniłam się, że tato siedzi w gabinecie na drugim końcu korytarza, po czym jak najciszej umiałam wyszłam z domu. Muszę się dowiedzieć czy żyje. Z racji tego, że w naszym mieście jest jeden, ale największy szpital, nie miałam zbyt długiej drogi. Na miejscu byłam po około piętnastu minutach. Podeszłam do rejestracji, już z daleka widziałam, jak kobieta za ladą ilustruje mnie z góry do dołu.
- Przepraszam, gdzie leży Leon Verdas?- spytałam grzecznie, chociaż miałam ochotę sama poszukać jego sali, o ile tutaj go przywieźli
- A kim panienka jest? Informacji nieznajomym nie udzielam.
- Jestem jego dziewczyną, ma tylko mnie. Proszę mi powiedzieć, czy go tutaj przywieziono.
- No cóż.- westchnęła- Sala numer 213, pierwsze piętro.
- Dziękuję.
      Szybkim krokiem udałam się pod wskazaną salę. Może nie powinnam kłamać, ale nie miałam wyboru. Muszę się po prostu dowiedzieć co z nim. Pod salą ujrzałam dobrze znanego mi policjanta. Od razu zapytałam się o stan chłopaka. Na całe szczęście wszystko jest już w normie. Podobno to wszystko przez pobicie, a ja już wiedziałam kto go tak urządził. Spytałam się również, czy mogę do niego wejść. Ucieszyłam się trochę, gdy dostałam pozytywną odpowiedź. Niepewnie weszłam do pomieszczenia. Ujrzałam go leżącego nieruchomo, odzyskał przytomność, ponieważ patrzył się ciągle w jeden punkt. Kiedy mnie zauważył na jego twarzy można było dostrzec zarys uśmiechu. Może dowiedział się, że mu pomogłam, bo skąd mógłby mnie znać. Fakt, mieszkamy obok siebie, ale nigdy nie zwróciłam uwagi na to, czy się na mnie patrzy. Nie było takiej sytuacji, a do tego praktycznie zawsze mam zasłonięte rolety i do ogrodu nie wychodzę, to już w ogóle nie miałby mnie jak widzieć. Boże, zamiast spytać się jak się czuję to myślę o sobie. Egoistka! 
- Cześć.- zaczęłam niepewnym głosem- Całkiem możliwe, że mnie nie znasz, ale mieszkamy obok siebie i chciałam się spytać jak się czujesz.
- Hej, wiem kim jesteś. A czuję się dobrze, podobno to ty mi pomogłaś.
- Tak. Co z Twoimi rodzicami? Nie widziałam ich w szpitalu.
- Pewnie nie przyjdą.- oznajmił smętnym głosem- Matka może, ale ojciec to już w ogóle. Z resztą pewnie wiesz. Na pewno słyszałaś krzyki, więc co Ci będę opowiadał.
- Wszystko będzie dobrze.- zapewniłam, chociaż nie wierzyłam w swoje słowa- Przyszłam tylko się spytać jak się czujesz. Do zobaczenia Leon.
- Posiedzę tutaj jeszcze trochę, więc miło byłoby jakbyś jeszcze kiedyś przyszła.- powiedział, gdy zamykałam drzwi- Violetto.
       Zna moje imię. Skąd? Przecież nigdy nie rozmawialiśmy. Możliwe, że nasi ojcowie kiedyś rozmawiali o nas, ale wątpię. Z resztą czym się przejmuję. Po prostu zna moje imię, to nic wielkiego. Jednak trochę mnie to cieszy, bo nie jestem mu obca. Całkiem miłe uczucie, nigdy czegoś takiego nie czułam, takie motyle w brzuchu i... Chwila! Nie, to nie może być prawda. Ja nie mogłam się w nim zakochać, to niedorzeczne. Ledwo się znamy, ta opcja odpada. Z taką myślą wyszłam ze szpitala. Bardziej bałam się taty, wiem jedno, dostanę jeszcze większy szlaban. Mam to gwarantowane, więc weszłam przez okno, które jak zawsze było uchylone. Trochę mnie zdziwiło, że nie siedzi on w moim pokoju, jak zawsze gdy coś zrobię nie tak. Pod drzwiami leżała karteczka ''Muszę jechać pilnie w delegację na trzy tygodnie. Nie otwierałaś drzwi, więc pieniądze są na stole tak samo jak laptop, na ten czas szlaban Ci zdejmuję. Tata.'' Jedyne co mogę powiedzieć to WOW. Nigdy nie przypuszczałabym takiego obrotu sprawy. Jednak cieszę się, że jestem sama w domu, nikt nie musi mnie co chwilę kontrolować.
     W pewnym momencie wpadłam na pomysł, aby trochę zmienić swoją garderobę. Wszystkie rzeczy, które były stare lub zniszczone wyrzuciłam, a ich miejsce zajęły kolorowe spodnie, spódnice oraz t-shirty. Również telefon, który dostałam miesiąc temu na urodziny, postanowiłam zacząć używać. Trochę mnie to podniosło na duchu, może jakoś znikną moje kompleksy w ten sposób. Moje czynności przerwał dzwonek do drzwi. Przez wizjer ujrzałam dobrze znanego mi policjanta, więc wpuściłam go do domu. Udaliśmy się do salonu, ponieważ jak się okazało, nie miał dla mnie zbyt przyjemnych wiadomości.
- Violetto, niestety, ale Leon nie żyje.
- Jak to?- spytałam drżącym głosem, a w środku poczułam pustkę- Przecież jeszcze dzisiaj u niego byłam.
- Miał operację, która niestety się nie powiodła, ponieważ dostał mocnego krwotoku wewnętrznego. Jednak w jego rzeczach osobistych znaleźliśmy listy adresowany właśnie do Ciebie.
- Do mnie? Przecież my się w ogóle nie znamy. Parę razy go widziałam przed tym co się stało, nawet sobie 'cześć' nie mówiliśmy.
- Nie znam waszych relacji, jednak powinnaś przeczytać.- powiedział, podając mi zaklejoną kopertę z dużym napisem Violetta Castillo- Bardzo mi przykro. Do widzenia.
      Odprowadziłam mężczyznę do wyjścia, po czym drżącymi rękoma otworzyłam białą kopertę i zaczęłam czytać to co było w środku napisane.
Droga Violetto.
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego piszę ten list właśnie do Ciebie. Byliśmy sąsiadami przez dłuższy czas, jednak nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. List ten piszę przed operacją, która ma się odbyć zaraz, po tym jak wyszłaś z sali. Mam małe szanse na przeżycie, więc piszę do Ciebie, aby Ci coś wyznać. Odkąd pierwszy raz ujrzałem Cię w oknie, siedzącą na parapecie, zakochałem się. Wiele razy widząc Cię na ulicy, chciałem podejść i zagadać, jednak zawsze tchórzyłem. Nie mogłem znieść tego, że płaczesz, wtedy płakałem ja. Nie wiedziałaś o tym, ale często obserwowałem Cię od mnie z pokoju. Chciałem mieć pewność, że wszystko u Ciebie w porządku. Nawet wysyłałem Ci małe podarunki lub podrzucałem pod drzwi, a ty pewnie nie wiedziałaś, że były ode mnie. Stałem się Twoim cichym wielbicielem. Wiele razy słyszałem rozmowę naszych ojców na mój oraz Twój temat. Stąd wiem o Tobie prawie wszystko, masz uczulenie na banany, Twoja mama odeszła, gdy miałaś trzy lata, często dostajesz szlabany, Twój ojciec na Ciebie naciska, ale robi to z miłości. Boi się, że straci Ciebie tak samo jak Twoją mamę. Zrozum go, wyjaśnij to z nim. Zrób to dla mnie, pomimo tego, iż się nie znamy prawie w ogóle. Jednak gdyby operacja się powiodła to dam Ci ten list osobiście, a przy tym wyznam swoje uczucia. Będę się starał, abyśmy zostali chociaż przyjaciółmi, ponieważ nawet ich nie mam. Nie mam nikogo. Pamiętaj, nie rezygnuj z marzeń, bądź szczęśliwa i przyjdź na mój pogrzeb, jeśli coś pójdzie nie tak. Zmień coś w swoim życiu, na lepsze. Zacznij nowy rozdział w Twoim życiu. Będę patrzył na to wszystko z góry. Wtedy zostanę Twoim aniołem stróżem, będę przy Tobie. Nie zapominaj o mnie, remember, byłem Twoim cichym wielbicielem.
Żegnaj, Leon.
       Podczas czytania tego listu wylałam pełno łez. Nie wiedziałam o tym, że mu się podobałam. Nie wiedziałam, że to on był tym cichym wielbicielem. Nie interesowało mnie to, myślałam, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Gdybym chciała się dowiedzieć prawdy, byłoby zupełnie inaczej. Gdybym chciała z nim porozmawiać, zapewne bym to zrobiła, ale bałam się, że mnie wyśmieje lub zignoruje. Bałam się odrzucenia z jego strony. I teraz to do mnie dotarło, zakochałam się w nim, chociaż w ogóle się nie znaliśmy, a co najgorsze. Dotarło to do mnie zbyt późno, ale zrobię tak jak chciał Leon. Zacznę nowy rozdział w życiu, nie zapominając o nim...

***
Cześć! Jestem tutaj nowa. Chciałam wam pokazać jak piszę, możecie mnie nie znać, ale jeśli ktoś coś kojarzy to pewnie z bloga leonettanewstory.blogspot.com Tam zakończyłam działalność, zabrałam się za One Shot'y. Mam nadzieję, że ten który przeczytaliście wam się podoba. Mam też nadzieję, że zrozumiecie, że nie jest super, w końcu ostatni raz pisałam o OS i ogólnie o Leonettcie 7 miesięcy temu. Jednak może w minimalnym stopniu wam się podoba ;) Na dzisiaj to tyle, a ja biorę się za moje pierwsze zamówienie. Do następnego! 
Lydia Martin ;')

Komentarze

Prześlij komentarz